Gdy miałam 7 lat, dostałam od sąsiadki pierwszego w życiu Vogue’a, oczywiście w wydaniu amerykańskim. Miał wygięte rogi, wycięte strony i przetartą okładkę (z demoniczną Nicole Kidman), lecz mimo to był PIĘKNY. Pachniał wielkim światem i niósł obietnicę obcowania z doskonałością. Od tamtej pory podchodzę do mody z dziecięcą ekscytacją i nigdy niezaspokojoną ciekawością. Najchętniej piszę o ikonach starego Hollywood i kolorach.