Choć z pespektywy czasu łatwo oceniać przeszłość, to często na usta ciśnie się pytanie: jak tak można było?! Moda często nie jest łaskawa dla tego, co przeminęło i dziś na skali stylu, gdyby taka istniała, swoje wybory sprzed 30. lat umieściłbym gdzieś pomiędzy dramatem a katastrofą. Sięgnąłem pamięcią wstecz i wybrałem obuwnicze trendy, które nigdy nie powinny były trafić na rynek. Oczywiście moim zdaniem.
Zadanie na początek. Sprawdź swoje zdjęcia sprzed 5, 10, 15 a nawet 20 lat. Jestem przekonany, że znajdziesz na nich okropne stylówki i fryzury, których dziś nie zrobiłbyś nawet za milion dolarów. Wielu z nich chcielibyśmy się pozbyć, wymazać z pamięci, zakopać głęboko w skrzyni z napisem nigdy się nie wydarzyło.
W moich czasach były to na przykład fryzury na czeskiego piłkarza. Dziś śmiejemy się z tego, co nosiliśmy na głowie, jednak każdy z nas popełnia błędy wynikające z popularności idoli, jak choćby nieco późniejsze fryzury w stylu Ronaldo. Te królowały na blokowiskach.
Moda jak to moda, ma swoje lepsze i gorsze okresy i powstające w danym czasie trendy, które zostają z nami lub powracają po latach. Niektóre, nawet te bardzo złe, ewoluują i po dwóch dekadach mogą okazać się przyzwoite. Co na przykład? Moda na dres. Mojemu pokoleniu chodzenie w tak zwanym szeleście kojarzy się niezbyt dobrze – dresiarstwo było synonimem kradzieży, włamań i plucia na chodnik. Kilka lat temu stał się on jednak wśród młodzieży krzykiem mody. I to bez tych wszystkich negatywnych skojarzeń.
Istnieją także takie elementy, których nie da się obronić w żaden sposób. Bo nawet stylistyczną tragedię w postaci Crocsów da się obronić – o czym później.
Jakie są najgorsze moim zdaniem trendy obuwnicze, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a niestety trafiły na wybiegi, do sklepów i na nogi wielu, wielu osób?
1. Gdy chcesz być ninją w świecie fashion
Niekwestionowany i zostawiający w tyle konkurencję ni to but, ni to japonek, ni to kozak. Przebija nawet kozaki bez palców powodujące obfite pocenie łydki i stopy, ale dające oddychać paznokciom. Tabi charakteryzują oddzielne miejsca na duży palec i pozostałe cztery. W pierwszych wersjach były to wysokie kozaki damskie, ale trend rozlał się daleko i mamy:
męskie prawie-oxfordy i loafery,
trampki,
stylizowane na Balenciaga Speed buty bez sznurówek,
wariant z wysoką cholewką.
Styl zaprezentowano w 1989 roku i… istnieje do dziś. Jego królem jest Maison Martin Margiela. Przyznaj szczerze, kiedy ostatnio widziałeś kogoś na ulicy w czymś takim.
Tabi, bo o nich mowa, ze względu na swój nieszablonowy design, zostały nazwane camel toe. Z czasem to określenie nabrało bardzo niefortunnego wydźwięku.
2. Sneakersy i garnitur
Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Nieważne, jakie są to sneakersy, po prostu nie. Uderzam w swoje środowisko i przyznaję bez bicia, że gdy pierwszy raz zobaczyłem Jordan XI Concord w połączeniu z pięknym czarnym garniturem ślubnym, zrobiło to na mnie wrażenie. Do dziś mam sentyment i rozumiem nostalgię par, które zamiast eleganckich butów zakładają Jordany na nogi. Wygląda to jednak źle. Niczego nie zmienia fakt, że na stopach będą nie wysokie buty koszykarskie, a stylizowane, fajne, modne i nie rzucające się w oczy trampki. Co ciekawe trend narodził się w 1988 roku, kiedy to Melanie Griffith założyła białe sneakersy do garsonki w filmie Working Girl.
Dalej nie wierzysz? Popatrz na Charlesa Barkley’a lub Shaqa O’Neala w programie TNT Inside The NBA. Katastrofa.
Na całym świecie jest tylko dwoje ludzi, którzy mogą to robić: Michael Jordan i Justin Timberlake.
3. Klapki i skarpetki oraz chodzenie w nich w miejscach do tego nieprzeznaczonych
Czy ja naprawdę muszę to tłumaczyć? W 1972 roku adidas wypuścił na rynek hit – adidas Adilette, czyli proste klapki, które przeznaczone były do chodzenia na basen. Był to pierwszy tego typu produkt marki. Pomysł wyszedł od drużyny piłkarskiej, która potrzebowała lekkiego obuwia, w którym mogła poruszać się po szatni i pod prysznicami, aby uniknąć chorób stóp.
Klapeczki szybko wydostały się z kompleksów sportowych, basenów i trafiły na nogi plażowiczów. Do tego momentu wszystko było w jak najlepszym porządku. Basen, szatnia i plaża (oraz Twój dom) to jedyne miejsca, w których to obuwie ma prawo istnieć. W zatłoczonym mieście – kategorycznie nie. Nawet, a raczej tym bardziej, jeśli założysz na nogi białe skarpetki, w czym prekursorami są z tego co kojarzę koszykarze, często właśnie w ten sposób opuszczający szatnie.
O ocenę trendu zapytałem Dawida Tymińskiego, który jest częścią ekipy Dandycore, blogerów i stylistów, którzy w ubiegłym roku wydali książkę Męska Szafa, opisującą, jak stworzyć męską garderobę kapsułową i jak łączyć poszczególne elementy ubioru.
4. Jelly Shoes czyli plastikowe buciki a’la balerinki
Pamiętasz małe dziewczynki, które w serialach (z racji wieku, ja widziałem to na żywo) latały w plastikowych sandałkach i bucikach w lecie? Dla małych dziewczynek w latach 80. był to zamiennik balerinek. W 2020 roku była to część trendu ugly fashion. Prezenterka telewizyjna, Alexa Chung, mówiła, że w pewien ironiczny sposób uwielbia to obuwie. Dlaczego? M.in. dlatego, że jest dystyngowanie brytyjskie. W dobie ograniczania zużycia plastiku, tworzenia mniejszej ilości produktów, Jelly Shoes są jakby trochę nie na miejscu.
5. Zaostrzone czubki
One istniały. Nie wiem, jakim cudem każdy z nas zakładał półbuty mające zbyt długie czubki. Wyglądało to tragicznie. Nie wiem też, jakim cudem stało się to trendem i tyle firm oferowało klasyczne obuwie męskie z takim zakończeniem. Podczas premiery filmu Aniołki Charliego, Cameron Diaz miała na sobie takie cudo. I dziś te czubki są w zasadzie normalne, ale moda poszła dalej i zdecydowanie trafiła w bardzo złe miejsce, w którym czubki były dłuższe niż cała stopa. Do tego powstawały takie perełki.
Tak. Było coś takiego. W sumie nie jest to trend, bo nigdy się jakoś bardziej nie przyjął, ale nie mogłem odmówić sobie przyjemności wspomnienia o tym, że firmy produkujące bardzo dobre, wygodne, ale brzydkie obuwie, połączyły niegdyś siły. Cel był prosty – stworzyć but odporny na każdą pogodę. Niezamierzenie udało się także stworzyć Fiata Multiplę wśród butów.
I w tym miejscu wspomnę również o Crocsach oraz UGG i pochodnych. Oba były bohaterami memów i są obiektem żartów, jeśli chodzi o stylistykę. Nigdy nie przestaną nimi być. Pod tym względem są okropne. Nigdy nie przestaną jednak być też bardzo praktycznym i ekstremalnie wygodnym obuwiem. Podobnie jak adidas Yeezy 350V2 od Kanye Westa. Brzydkie to niewiarygodnie, ale nasze stopy dziękują pokłonami po długich spacerach.
7. Celowo brudne buty
Tego, że kupujemy już brudne (albo stylizowane na brudne) buty czy odzież, nie rozumiem całkowicie. Wiem, dziwne to, bo nie mam kłopotu z celowo rozdartymi spodniami. Uczono mnie jednak, że należy być ubranym schludnie, co w domyśle oznacza także czysto. Celowo ubrudzone buty nie spełniają tej normy w żadnym wypadku, ale w 2019 roku próbowano zrobić z tego jakiś trend.
No cóż, Jordan Brand stworzyło kiedyś obuwie, które podczas jazdy na desce ścierało się i odkrywało kolory. Może to była inspiracja?
Pamiętaj, buty muszą być czyste.
O schludnym ubiorze wspominaliśmy w podcaście Fashion Express, podczas rozmowy z Karoliną Hytrek-Prosiecką.
8. Przezroczyste buty
Jako ciekawostka było to bardzo ok. Szczególnie interesująco wyglądało to, kiedy np. sneakersy zestawiane były z ciekawymi, kolorowymi skarpetkami. Przez chwilę. Gorzej, jak buty te były zakładane na gołe stopy. Jeszcze gorzej, kiedy przeźroczysty materiał wędrował aż w okolice kolana. I nie mówimy tu o przeźroczystych fragmentach, które często są całkiem kreatywne i wyglądają interesująco. Mowa o całym bucie – oczywiście z wyłączeniem podeszwy. Pomyśl o tym, jak noga oddychała otoczona szczelnym plastikiem.
Ponownie poprosiłem o opinię Michała Karbowskiego.
Za tego dziwoląga należy podziękować Kim Kardashian.
9. Balenciaga Triple S. i podobne
Absolutnie nie zabraniam nikomu w nich chodzić, podobnie jak w Ugly Shoes. Jestem natomiast krytykiem tych modeli. Szczególnie w momentach, kiedy to taki olbrzymi but trafia na stopę drobniutkiej osoby. Naprawdę wygląda to ko(s)micznie.
10. Japonki na platformie
Co tu się wydarzyło? Japonki na platformie? W 1997 roku pokazano je podczas prezentacji kolekcji Isaaca Mizrahi. W 1998 na nogi włożyła je Gwen Stefani. W zasadzie połączenie japonek i butów na platformie było tylko kwestią czasu. Kwestią czasu było także ich zniknięcie.
Brak mi kompletnie słów na niektóre z tych trendów, ale jak pewnie widzisz, dotyczą one przeszłości (z małymi wyjątkami). Gdybym natomiast miał wybrać jeden, który chciałbym, aby zniknął na zawsze i wymazał się z naszej pamięci, to wskazuję na sneakersy na platformie. Nie i jeszcze raz nie.
Ta strona korzysta z plików cookie w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze Strony oznacza, że zgadzasz się na korzystanie z niej. Więcej informacji
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.